sobota, 6 sierpnia 2011

Opowieść Keiry

I Miranda



- Na Shallyę! Córko! Bądź że ostrożniejsza!
Takimi oto słowami siwowłosa już, Miranda Schreiber, upomniała córkę, która pomagała jej przy codziennych obowiązkach w Domu Opieki Pourazowej w Altdorfie.
Dziewczyna wyrwana z zamyślenia zdążyła w ostatniej chwili złapać dopiero co wyparzone narzędzia chirurgiczne i odłożyć je bezpiecznie na stół. Lekko nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na swoje ręce, a potem na matkę, która zerkała na nią z wyraźną dezaprobatą. Potarła kilka razy lekko skronie zaczęła się tłumaczyć.

-Przepraszam mamo...To ten wiosenny zaduch. Dobrze, że mnie ostrzegłaś inaczej miałabym mnóstwo pracy z odkażaniem tego ponownie- powiedziała uśmiechając się.
-Kończę już, zaraz będziemy mogły udać się do domu – dodawszy to 22 letnia Keira, zmarszczyła brwi i znów skupiła się na swojej pracy. Po chwili zajęcie pochłonęło ją całkowicie i nie była świadoma tego, że matka wciąż z uwagą ją obserwuje.

Miranda Schreiber, mimo swoich 60 lat, nadal zachowała wielką bystrość umysłu, która kilkadziesiąt lat temu pozwoliła jej przejąć pozycję medyka po śmierci ojca. A jej upór i zaciętość w rozwiązywaniu łamigłówek, jakimi były choroby panoszące się po Imperium, zwróciły na nią uwagę byłego żołnierzaleczonego na jej oddziale. Wszystko to działo się jakieś 30 lat temu, ale dobrze pamiętała, że Maksymilian oświadczył jej się nie ze względu na jej wyjątkową urodę, której nie posiadała, ale właśnie z powodu niezłomności charakteru pasującego i do jego postawy wobec świata. W każdym razie, Keira była ich późnym i jednym dzieckiem, może to z tego powodu potrafiła odkryć kiedy córka kłamie i że coś więcej, niż chciała ujawnić, zaprząta jej myśli. Choć teraz pracująca ciemnowłosa dziewczyna nie wydawała się niczym zaniepokojona, to serce matki podpowiadało, że z jej dorosłą już pociechą jest coś nie tak.
Nie to żeby zawsze była gadatliwa. Wręcz przeciwnie. Odkąd tylko nauczyła się czytać, potrafiła całe godziny spędzać z nosem w książkach. Jako dziecko była wątła, więc nie celowała w zabawach ruchowych i zręcznościowych, za to pojętnością i jasnością umysłu przerastała o wiele lat swoich rówieśników. Córka była jedyną znaną jej osobą, która biegle potrafiła czytać druidzkie pergaminy i księgi. Nawet jej samej nie chciało się uczyć tego przestarzałego języka od swojej matki, a babki Keiry. Nie miała do tego wystarczającej cierpliwości, tak samo jak do zastanawiania się nad problemami, których w danym momencie nie mogła rozwiązać. Uspokoiwszy się trochę, wsparła się na dębowej lasce i ruszyła ku drzwiom. Jeszcze rok temu jej nie potrzebowała, ale gościec ze wszystkimi robi porządek.


-Zrobię jeszcze jeden obchód przed wyjściem- powiedziała do córki rzucając na nią uważne spojrzenie. Wydawała się całkowicie pochłonięta pracą. Niemniej patrząc na spokojne i wyważone ruchy swej latorośli, Miranda nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie w porządku. Może powinna zapytać?
-I Keiro...
-Tak mamo? – zielone oczy córki spoczęły na niej z uwagą.
-Nie, nic. Nie zapomnij tylko zrobić tej maści na czyraki dla Herr Steina.

Każdy ma wady, a jedną z głównych Mirandy była niemożności rozmawiania o swoich uczuciach.  

II  Keira



Keira Schreiber była wściekła na samą siebie. Wychodząc z Domu Opieki nie widziała cudownie błekitno-czerwonego nieba, nie słyszała ostatnich śpiewających ptaków,  nawet na duży jak o tej porze zgiełk uliczny nie zwracała uwagi. Zajmowało ją coś innego.
Dostała tego ranka bowiem list od swojej wieloletniej przyjaciółki. Pomyśleć by można, że ten kawałek pergaminu ucieszy ją. Nic bardziej mylnego. Ashley opisywała swoją podróż, którą odbywała z wujem - opuścili właśnie Imperium i udawali się do Bretoni.
Keirę oczywiście cieszyło szczęście koleżanki, ale równocześnie dała o siebie znać dawno zapomniana chęć przygody, wyrwania się z dusznego i pełnego cierpienia ośrodka, gdzie pomagała matce. Mimo, że dziewczyna lubiła swoje życie, wiedziała, że jeśli zaraz gdzieś nie wyjedzie, a  nie była nigdzie poza granicami Altdorfu, to nigdy jej się to nie uda. Czas mijał nieubłaganie. Niedługo zakończy już swą praktykę zielarską i przyjdzie jej wybrać przyszły zawód. A cóż innego mogłaby robić, jak nie przejęcie schedy po starzejącej się już wyraźnie matce? Przez chwilę porzuciła swe niewesołe myśli i z uczuciem spojrzała na kobietę idącą powoli obok niej. Matka mimo, że wydawała się jej niezniszczalna posunęła się w ostatnich latach. Dawniej wyprostowana sylwetka była teraz wyraźnie zgarbiona, a od ostatniego roku musiała używać nawet laski do chodzenia z powodu powracającego gośćca. Dziewczyna westchnęła ciężko i nic nie robiąc sobie z pytającego spojrzenia rodzicielki, zagłębiła się z powrotem w niewesołych myślach.
-Gdyby tak tylko móc wyrwać się stąd na kilka miesięcy - myślała- Rodzice poradziliby sobie beze mnie ten czas, a ja zobaczyłabym zawsze to co chciałam. Może nawet podszkoliłabym swoją zielarską wiedzę? Kto wie?
Delikatny uśmiech prawie wykwitł na jej twarzy, kiedy szybko zdała sobie sprawę, że jej plany są nierealne...
-Nigdy mnie nie puszczą...Z moim zdrowiem? – monologowała w myślach.
Zbyt dobrze pamiętała dzieciństwo, w którym zawsze musiała na siebie podwójnie uważać z powodu stanu swojego zdrowia. Zawsze była słabowita, każda najmniejsza infekcja, którą miała okazję złapać, czepiała się jej na długie miesiące. Może nie była słaba, ale na pewno brakowało jej odporności…Z resztą gdzie miałaby się udać? Co zrobić ze sobą? Nie znała innego życia poza Altdorfem. Marzyła co prawda kiedyś, o tym, że będzie pomagała ludziom, których nie stać na leczenie. A od tych bogatych brać pieniądze, żeby jakoś przetrwać.
Nauka kosztuje, jej rodzice nie byli co prawda biedni, ale mimo wszystko Keira wątpiła by było ich stać na posłanie jej na uniwersytet, by mogła uczyć się zawodu medyka. Powinna sama zebrać na to pieniądze, tylko jak?
-Auuuuu!- krzyknęła. Ból w ręce natychmiast sprowadził ją na ziemie.
Zobaczyła zniecierpliwioną matkę, którą trąciła ją końcem laski. Zielone oczy, jak jej własne, patrzyły na nią z wyraźna naganą.
-Mówię do ciebie już dobre pięć minut, czy ty w ogóle mnie słuchasz?
-Przepraszam mamo, chyba byłam daleko stąd – powiedziała cicho dziewczyna, starając się ukryć trapiące ją emocje – O co pytałaś?
- Chcę się dowiedzieć, czy wzięłaś z szafki na medykamenty maść dla ojca. Inaczej wracaj tam czym prędzej, już wczoraj skończyła mu się potrzebna dawka.
-Nie martw się mamo, mam ją tutaj- odparła Keira klepiąc się jednocześnie po wypchanej torbie przewieszonej przez ramię.
-To dobrze i tak dziś przez chorobę tego szlachcica mamy spore opóźnienie, a wiesz jaki jest ojciec. Nie zje nic póki nie dotrzemy do domu.
Keira wiedziała, że musi zapomnieć o swojej fanaberii jaką były podróże. Nie dla niej takie życie-pomyślała- i z ulgą dostrzegła, że niebawem będą  w domu i porozmawia z  ojcem.

III Maksymilian

Maksymilian Schreiber odetchnął z ulga gdy usłyszał kroki swych pań przed domem. Dziś spóźniły się tylko godzinę. Kiedy drzwi otworzyły się, wstał z fotela gotowy by uściskać żonę i córkę. Nie wyglądały na uszczęśliwione. Miranda była czymś wyraźnie poirytowana, o czym świadczyło odburknięcie na jego „dzień dobry” i szybkie zajęcie się wieczerzą. Keira zaś...Jego małą córeczkę też coś gnębiło. Widział to wyraźnie w jej oczach.
-Mirando, mam wiadomość. Hans nie będzie mógł w tym roku zwieść ziół do Kaltenbahu.
-Co?!- jego żona odwróciła się szybko rozchlapując trzymaną w miednicy wodę- To straszne! Za niespełna ponad tydzień zioła muszą się znaleźć w hucie. Co się stało?
- Ano widzisz, jego syn był dziś u mnie. Ponoć Hans z głową zaczyna mieć coś nie po kolei. Prosił mnie nawet chłopak żebym wywiedział się, czy miejsce u sióstr Shallyi w przytułku dla obłąkanych dostanie. Wiesz, tym pod Altdorfem.
-A to paradne...Teraz będzie trzeba komuś zapłacić i kogoś innego posłać- powiedziała jego żona wyraźnie niezadowolona. Sama wraz z Keirą jak co roku zbierały te zioła w pobliskim lesie. Maksymilian potarł w zmartwieniu kikut prawej nogi, odjętej mu podczas walk z chaosem na północy, i spojrzał na córkę. Na jej twarzy malowało się napięcie, jakby chęć wykrzyknięcia czegoś, wyraźnie widział, że dziewczyna wzbrania się siłą woli przed otworzeniem ust. Wtedy zaświtała mu w głowie pewna myśl...
-Hmm...Może poślemy Keirę?- rzucił patrząc uważanie, jakie wrażenie robią jego słowa na dziewczynie. Jego żona zaśmiała się cicho.
-Daj spokój, to jeszcze dziecko. Ona miałaby jechać? Całkiem sama? Przecież to absurd – powiedziała ubawiona. Ale córka...Jej twarz mówiła wyraźnie. „Tak, tak, tak.!”
Maks uśmiechnął się sam do siebie. Wiedział już, że zgadł. Sam będąc w wieku Keiry czuł w sobie żyłkę podróżnika i nic nie było go w stanie przekonać do zmiany decyzji. A to, że była niewiastą? Tym lepiej. Mniej niebezpieczeństw będzie na nią czekać. W końcu nie przypuszczał, by córka tak miłująca każde życie, wplątała się w jakąś bójkę w drodze do bezpiecznego w końcu Marineburga.
-Mirando, pomyśl logicznie. Nie stać nas na wynajęcie obcej osoby, która może jeszcze przywłaszczyć sobie zioła, albo nieumiejętnie się z nimi obejść. Keira jest już dorosła. Przyda jej się w końcu zobaczyć kawałek świata zanim znów zagłębi się w tym swoich zwojach.
-Hmm...Może masz racje...Córko, będziesz chciała?- kobieta popatrzyła uważnie.
Keira wpatrywała się w oboje rodziców w osłupieniu. Nie wiedziała co powiedzieć. Ocknęła się jednak szybko by jej milczenie nie zostało wzięte za odmowę.
-Tak matko, tak ojcze. Bardzo bym chciała. Kiedy mam wyruszyć?
-Jutro byłoby najlepiej, zdążysz się spakować? Chciałbym jeszcze przejrzeć z tobą mapy dziś wieczór – powiedział ukrywając uśmiech Maks.
Dziewczyna szybko skinęła głową jakby coś kalkulując, i chwilę później było już słychać jej śpieszne kroki na schodach.
-Maksymilianie, jesteś pewien, że to dobry pomysł?- zapytała zaniepokojona żona.
-Uhm...
-No tak masz rację. I tak wróci za dwa tygodnie, a założę się, że takie obozowe życie nie będzie jej pasować- powiedziawszy to Miranda na powrót zajęła się kolacją.
Maksymilian zaś myślał intensywnie...Jeśli córka mam cokolwiek z niego kiedy był w jej wieku to nie dość, że życie obozowe jej się spodoba to jeszcze nie będzie chciała wrócić do domu. I w tym momencie stary żołnierz uświadomił coś sobie. Keira nie wróci szybko do domu. Błysk żądzy przygody, który zobaczył w jej oczach był tak dominujący jak pragnienie pokarmu u długo głodujących. Kontemplował tę wiadomość chwilę, po czym wyciągnął sfatygowaną fajkę i nie zwracając uwagi na narzekania żony wydmuchał kilka kółek. -Wszystko będzie dobrze- powiedział.


IV Keira

Keira nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Wyjeżdża stąd! Będzie miała udział w małej przygodzie! Rozpromieniona dziewczyna, podbiegła tanecznym krokiem do okna i otworzywszy je zaciągnęła się aromatem wieczornego już powietrza. Lekko zmrużyła oczy patrząc na zbliżający się już zmierzch i spróbowała zapamiętać obraz, który ukazał się jej oczom. Wszak przecież najbliższe kilka dni, a może nawet tygodni nie będzie jej dane go oglądać. Nie było wiele do zapamiętania. Okno jej pokoju wychodziło na małą, brukowaną uliczkę. W tle znajdował się pobliski skwer i kilka małych drzew. Domek, gdzie mieszkali Schreiberowie, był położony na obrzeżach Aldorfu, więc wieczorami w tej okolicy panował względny spokój. Keira jeszcze chwile upajała się spokojem, a potem z werwą zaczęła się pakować. Przede wszystkim ubrania, trochę bielizny, dwie koszule, cieplejsze odzienie jako, że wiosna jeszcze młoda. Dwie pary bryczesów, tuniki, nowe buty kupione jej przez ojca na święto wiosny w tym roku. Oprócz tego najważniejsze rzeczy. Sztylet do zbierania ziół, kilka sakiewek, trochę własnych zbiorów zielarskich, grzebień, kubek, worek na wodę. Pakowanie szło jej szybko. W tem wpadła jej do głowy myśl...Przecież będzie musiała szybko wrócić.
A może nie? Prędko podbiegła do biurka i umoczywszy pióro w kałamarzu zaczęła pisać.

Kochani rodzice. Kiedy znajdziecie ten list będę już daleko stąd. Nie chce przysparzać Wam smutku albo przykrości, ale obawiam się, że nie wrócę do domu prędko. Nie wiem sama jak to wytłumaczyć. Altdorf mnie dusi i przytłacza, potrzebuję powiewu świeżości, chcę znaleźć i poznać nieznane mi zioła, spróbować potraw, których nigdy nie jadłam. Mam już 22 lata, jeszcze trochę i na stałe będę musiała określić się kim jestem ,i co chce robić. A na tę chwilę...Ja po prostu nie wiem...Nie miejcie mi tego proszę za złe...Obiecuję, że będę ostrożna, a gdyby cokolwiek się działo niepokojącego, wrócę zaraz do domu. Oczywiście zanim zacznę swą wędrówkę wypełnię zadania jakie zostaną mi powierzone, nie musicie się o to martwić. Planuję wrócić przed Świętem Zimy, więc nie będzie mnie tylko niecałe pół roku...Proszę zrozumcie mnie i opiekujcie się sobą wzajemnie. Będę często pisać

Keira


 
Przeczytawszy list jeszcze raz  Keira czym prędzej wsadziła kartkę pod poduszkę. Wiedziała, że matka po jej wyjeździe odda do prania jej pościel, więc znajdzie go na pewno. Kiedy wiedziała już że jej przygodna potrwa dłużej dołożyła do swojego tobołka ściśle zwinięty płaszcz, przybory piśmiennicze i własny mały majątek. 9 sztuk złota, które zarobiła przez ostatnie lata na zbieranych przez siebie ziołach. Dołożyła też ulubione wiersze w dawno zapomnianym już przez współczesnych języku i uśmiechnęła się do siebie. Była gotowa na wszystko.      
 -Keira !! Kolacja !! – usłyszała z dołu wołanie matki.
-Już idę !- odpowiedziała.
 

2 komentarze:

  1. Podobało mi się z ty lekko sennym klimatem jak zwykle .. uspokajającym . Co do "upsów" czy własnych hmm uwag to cóż podzieliłem się z tobą nimi na GG :). Reszta powinna uważać je za dobre opowiadania:),choć przyznam że jedno jednak musze zauważyć - więcej akcji , krwi i potu (nie pisze więcej szatana na wokalu , chyba że Keira zostanie śpiewaczka w jakimś alddorfskim klubie ) . Oczywiście to hmm męski punkt widzenia i o niczym nie znaczy:P .

    OdpowiedzUsuń
  2. Wprowadz ja do Perłowego Switu bedzie za kilkadziesiat sesji pasowac do towarzystwa i moze zajac miejsce miejsce Jinai.

    Rad

    OdpowiedzUsuń