poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Rzeczywistość

Opowiadanie to jest dla mnie wyjątkowe. Nie ze względu na jakieś cudowne walory literackie, czy ogólną wartość przekazu, ale dlatego, że jest jednym z nielicznych, które zachowały się przez tyle lat na moim dysku.

Pisałam je nocą, a liczy sobie ono tyle lat ile znam Cazpiana odejmując dwa:)

Krzysztof, którego opisałam istnieje naprawdę, ale mam nadzieję, że nigdy nie będzie dane Wam go poznać - grozi to wieloma k6 punktów obłędu i wiecznymi telefonami o drugiej nad ranem.

Ponieważ mam sentyment do "Rzeczywistości" wrzucam ją w stanie w jakim powstawała lata temu. Teraz pewnie mogłabym tu popoprawiać to i owo, ale nie widzę w tym celu.

Nie jest to opowiadanie RPG-owe, ani nawet związane z fantastyką, ale mam nadzieję, że wybaczycie.

RZECZYWISTOŚĆ


Mężczyzna nerwowo przechadzał się po pokoju. Co jakiś czas zatrzymywał się i spoglądał na zegarek. Jego mina świadczyła o zniecierpliwieniu spowodowanym  przedłużającym się czekaniem.

-15 minut. Jeszcze 15 minut- pomyślał.

Normalnie nie miał problemu z wykorzystaniem wolnego czasu, ale ta sytuacja była wyjątkowa. Z bolesnym westchnieniem usiadł na jedynym wolnym krześle w pokoju.
Resztę stołków pokrywały ubrania i rozmaite papiery. Właściwie to całe pomieszczenie wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan. Na podłodze leżały sterty książek, a pudełka po jedzeniu i napojach zajmowały większość sporego łóżka.
Nie sposób było także określić jaka jest pora dnia. Grube kotary w kolorze ciemnej miedzi zasłaniały okna nie dając rozpanoszyć się światłu. Na szczęście wiedza o wyglądzie świata zewnętrznego nie była mu potrzebna. Krzysztof - bo tak nazywał się ów człowiek- doskonale wiedział, która jest godzina.

Zostało 13 minut.


Gdyby w domu był telewizor nasz bohater zapewne włączyłby go zapełniając sobie czas oglądaniem. Niestety, jedynym sprawnym elektronicznym urządzeniem  była lodówka. Jej miarowe buczenie niejednokrotnie ułatwiało mu zasypianie. Krótkie spojrzenie w stronę kuchni dało mu nadzieję. Podniósł się z krzesła i chwiejnym krokiem podszedł do lodówki. Otworzył ją jednym szarpnięciem czując, że opuszczają go siły - była pusta.

Krzysztof nie palił, gdyby był nałogowcem na pewno wyciągnąłby teraz pogniecioną paczkę papierosów z kieszeni i ulżył swemu cierpieniu. Krzysztof także nie przeklinał, żaden więc niecenzuralny wyraz nie wydostał się z jego ust. Po prostu wrócił w całkowitym milczeniu na swoje krzesło i usiadł ze spuszczoną głową.
Potworny ból szarpnął jego trzewiami.

Zostało 10 minut.

W tej pseudo-agonii starał się pomyśleć o czymś innym. Przyjemniejszym…
Matka... Nie, ten obraz zawsze sprawiał mu dodatkowy ból. Nigdy nie był dla niej dość dobry. Ojciec? Wiecznie zajęty i zestresowany człowiek, dla którego Krzysztof mógłby nawet nie istnieć. Zamroczony bólem starał się znaleźć punkt zaczepienia, oparcie dla swoich rozbieganych myśli. Praca... Ona nigdy go nie opuściła, zawsze dawała wytchnienie i satysfakcje. Lecz to właśnie przez nią znalazł się w tej sytuacji.  Co robić?!

Zegarek pokazywał 23 34. Oznaczało to jeszcze 7 minut czekania.


-7 minut- pomyślał Krzysiek- Tyle czasu zabiera mi codziennie dojazd do pracy. Jak to jest, że rano upływają mi one tak szybko, a teraz wydają się wiecznością ?
Te i inne  „filozoficzne” rozważania pozwoliły mu na jakiś czas oderwać się od rzeczywistości. Bolesność brzucha dała o sobie znać kilka chwil później.


3 minuty...

Ze zdenerwowania spociły mu się ręce.

2 minuty...

Poczuł suchość w ustach, a serce zaczęło bić szybciej.

Minu... W tej chwili zadzwonił telefon. Krzysztof powoli podszedł do aparatu i z wahaniem podniósł słuchawkę.

-Halo?

Odpowiedział mu zdenerwowany głos:

-Pan Krzysztof  (piiiippp) ?

-Tak, przy telefonie.

- Bardzo mi przykro, ale z powodu korków w centrum miasta nasz posłaniec spóźni się.. Eeeee...Jakieś... 10 minut...- powiedziała niepewnie kobieta  po drugiej stronie.

Krzysztof upuścił telefon. Nogi się pod nim ugięły. Upadł na kolana i ze łzami w oczach wpatrywał się w swe ręce.

To niemożliwe- wyszeptał.

Skulił się w pozycji embrionalnej na dywanie czekając na śmierć. Wiedział, że zanim ona nadejdzie przyjdzie mu cierpieć daleko bardziej niż teraz. Zastanawiał się co mógł zrobić tak złego, by życie doświadczało go w ten sposób. Nie mogąc znaleźć odpowiedzi zaczął bezgłośnie płakać. Nie wiedział ile czasu upłynęło, wydawało mu się, że całe wieki przeleżał na podłodze zanim usłyszał upragniony dźwięk dzwonka do drzwi.  Ostatkiem sił zerwał się na nogi i  w biegu porwał portfel leżący na stole. Choć od przedpokoju dzieliło go zaledwie kilka metrów ciemna mgła zasnuła mu na chwilę wzrok.

- Nie poddam się - wysyczał przez zęby mężnie stawiając kolejne kroki.
   
Dotarłszy do celu upewnił się tylko, że po drugiej stronie znajduje się osoba, której oczekiwał. Otworzył mu pośpiesznie  i wcisnąwszy w rękę posłańca kilka banknotów wyszarpnął pudełko z rąk nieszczęśliwca. Wiedział, że ten niedługo zadowoli się otrzymanym napiwkiem, Krzysztof bowiem nigdy nie zostawiał świadków. Wyszczerzył się na krótką chwilę do swojego dealera. Nie zwracając uwagi na minę chłopaka, zatrzasnął mu drzwi przed nosem i szybko przeszedł do pokoju.
Wolną ręką zmiótł ze stołu na ziemie wszystkie kartki i butelki, i położył na  nim drogocenny ładunek. Wciągnął w nozdrza znajomy zapach, jego cierpienie miało się wkrótce zakończyć.

Rozejrzawszy się jeszcze, czy nikt go nie obserwuje wyciągnął z uśmiechem rękę w kierunku pudełka z najważniejszym dla niego w życiu napisem.



 "Pizza"









6 komentarzy:

  1. Haha uwielbiam to opowiadanko:). Moje poczucie humoru i mój klimat :) zawsze się usmiecham jak je czytam...co najmniej się uśmiecham:D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Budowanie napięcia niczym u Hitchcock'a. A trzęsienie ziemi również jest. Na końcu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nostalgiczna tęsknota żołądka za ukochaną :)

    OdpowiedzUsuń
  4. HAHAHAHAHA- pamiętam to opowiadanie znowu starasz się wrócić do pisania? Wydałaś coś od ostatniego razu? A może mała sesyjka w ramach starych dobrych czasów? Hm? Zachęcam i oczywiście pozdrawiam cie serdecznie // Radvel

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe, pamiętam jak mi to pokazałaś pierwszy raz.

    A tak w ogóle, słitaśnego masz bloga, masz komcia. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Słitaśnego?? Nie znam Cię T_T

    OdpowiedzUsuń