czwartek, 4 sierpnia 2011

Władczyni dziczy, czyli sesyjne przemyślenia Animy

 Na wyraźną prośbę jednego z fanów mojego bajdurzenia zamieszczam tutaj jedno z opowiadań, będących przy okazji echem jednej z sesji mojej postaci.

Anima


Leżąc z przymkniętymi oczyma w zapadającym powoli półmroku, młoda kobieta zastanawiała się nad dalszymi działaniami, które przyjdzie jej podjąć już za kilka godzin. Mimo zmęczenia wciąż nie mogła zasnąć, a płonący w niej  gniew i słuszna zemsta tylko utrudniały zadanie.
-Gdyby nie te przeklęte jaszczurze pomioty, dawno byłabym już w Grayhawk nie musząc teraz troszczyć się o zranioną dumę i utracony dobytek. Żeby ją, władczynię dziczy! Poruszającą się szybciej od wiatru gdy chciała, takie skundlone pomioty wyprowadziły w pole...-monologowała w myślach -Trzeba było ich wszystkich pozabijać już na trakcie, kiedy wypróbowywali na mnie swoje nieczyste, magiczne sztuczki. –grzmiała w duchu.
Lecz nie to tak naprawdę trapiło barbarzynkę. Skradzione dobra da się odzyskać, a obolałą dumę wyleczyć przelewając odpowiednią ilość zdradzieckiej krwi tych bestii. To gorejący żal i poczucie bezsilności, martwiły ją najbardziej. Gdyby nie przyszła do tych ruin, albo nie wplątała w to swojego kompana, Salomona, nic by się nie stało.Wtedy nie musiałaby czuć wyrzutów sumienia z powodu jego śmierci. Choć przeklęci bogowie wiedzą, że zrobiła wszystko co mogła żeby go ocalić.
Jak się odkupić?Jak zabić w sobie to nie do zniesienia uczucie zawodu? Jak...

Jej myśli przerwało nagłe trzaśnięcie. Otworzyła powoli oczy i instynktownie sięgnęła ręką w kierunku miecza leżącego u jej boku. W mroku dostrzegła tylko wielką sylwetkę pochylającą się nad dogasającym ogniem. Kilka złocistych iskier uniosło się ku górze, gdy półork, którego zapoznała dzisiejszego wieczora, podsycał dmuchaniem ogień i dorzucił kilka szczap drewna w nowopowstające płomienie. Ciało Animy rozluźniło się. W świetle zdołała zobaczyć jeszcze dziwnego wędrowca, którego napotkała w lesie. Jakby nigdy nic spał spokojnie przy przeciwległej ścianie, opatulony w koc, pochrapując z cicha. Kobieta zmarszczyła brwi.

O ile orkowie byli wrogami jej ludu i przebywanie z żywą istota posiadającą choćby część ich krwi w jednym pomieszczeniu było trudne, to czuła do tego dziwnego wojownika cień sympatii. Zaczęła szanować go za to, że jest gotów ryzykować życie by odnaleźć rodzinną relikwię, widać było wyraźnie, że honor stawia bardzo wysoko, a i odwagi mu nie brakowało. Natomiast ten drugi- znów odwróciła głowę w kierunku człowieka- Ten drugi to już zupełnie inna historia. Nie ufała mężom, którzy na polu bitwy zostawiają swoich kompanów i uciekają, poza tym zachowywał się dziwnie, wyraźnie coś ukrywał. Będzie trzeba na niego uważać- postanowiła.
Po chwili westchnęła cicho i rezygnując  z ostrożności obróciła się głową ku ścianie. Jak sprawić by plama na jej honorze znikła? -  zastanawiała się - I jeszcze ta dziwna historia ze smokiem...    
-Smok...No tak, smok!- z podekscytowania prawie poderwała się z posłania, i jedynie lata pracy na sobą pozwoliły jej pozostać na miejscu. Jednak w dużych zielonych oczach, zamiast wcześniejszego smutku, rozbłysnął blask satysfakcji.
- Smok- powtórzyła cicho do siebie.
Nigdy nie widziała tego stworzenia, ale jej współplemieńcy zawsze mieli na podorędziu jakąś historię związaną z tymi zimnokrwistymi bestiami. Słyszała, że są nawet bardziej inteligentne od ludzi, a efekty  niszczycielskich działań ataku smoka miała okazję zobaczyć tego popołudnia. Przynajmniej jeśli wierzyć opowieściom obecnych kompanów. Ten półork powiedział wyraźnie, że jakaś smoczyca ma leże nieopodal. To będzie dobra śmierć, albo chwalebne zwycięstwo. Gdyby udało jej się ubić tego gada, i wydarzenie to zadedykować pamięci Salomona, wtedy nie musiałaby czuć się winna gnomiej wędrówce w zaświaty.
Plan wydawał się idealny, gdyby nie jeden drobny szkopuł- entuzjazm wojowniczki przygasł na chwilę.
Sama nie da rady temu stworzeniu.Mogła uodpornić się na jego lodowe tchnienie, ale nie miała skrzydeł żeby wzlecieć w powietrze, ani nie wie gdzie leży wieża, w której smok się ulokował.Nie może iść tam sama- podjęła w końcu decyzję - Była wprawną wojowniczką i wierzyła we własne siły, niemniej znała też swoje ograniczenia. Nie da rady w pojedynkę takiej bestii. Trzeba by kogoś wziąć ze sobą.

Półork na pewno pójdzie z nią jeśli to będzie oznaczało, że uda mu się odnaleźć zaginiony dziennik ojca -dumała - Ten drugi...Alaryk...Może i nie jest godzien zaufania, ale pewnie jest w stanie, nawet uciekając, odwrócić uwagę bestii na cenną chwilę bądź dwie. Trzeba go będzie jakoś przekonać, może przekupić, może zastraszyć...Nie chyba jednak poprosić-zmitygowała się-Poprosić i odnieść do jego  poczucia honoru, w końcu uratowała mu życie...

Ludzie z jej wioski zazwyczaj najpierw walili toporem, a potem dyskutowali czy zadawali pytania. Anima jednak była inna. Możliwie, że odziedziczyła inteligencję i wdzięk po matce, w każdym razie sprawne władanie słowem nigdy nie sprawiało jej kłopotów. Chyba czas zacząć z tego korzystać.
Może gdy smok się obudzi, obudzą się i wojownicy, którzy wraz z nim zostali uwięzieni w czasie. A wtedy siły rozłożą się na ich korzyść...
-Feltaris...-szepnęła cicho dziewczyna- najpierw zajmę się twoimi plugawymi wyznawcami, a potem przyjdę po ciebie.
I ledwie podjęła tę decyzję, zasnęła.


* * *    

Być może to z powodu nocnych rozmyślań, a może wręcz przeciwnie, było to spowodowane wydarzeniami w ciągu dnia, Anima po raz pierwszy od dawien dawna śniła.
Znajdowała się w lesie. W tym samym, który przemierzała dzisiejszego popołudnia. Wokół niej panowała przeraźliwa cisza, niesłyszalny wiatr muskał delikatnie źdźbła trawy pod jej stopami. Rozpoznawała to miejsce, zielona polana w środku lasu, przewalone  wzdłuż drogi drzewo. Uniosła spojrzenie ku górze, stalowoszare niebo zdawało się wisieć tak nisko nad sosnowym lasem, jakby miało zaraz runąć niczym drapieżny ptak na niczego niespodziewającą się ziemię. Już  miała zrobić krok do przodu kiedy usłyszała głosy zbliżających się ludzi. Nie myśląc wiele i dając się prowadzić instynktowi skoczyła zwinnie za najbliższe drzewo, i robiąc przewrót przez ramię sięgnęła ręką po miecz. Jej dłoń natrafiła na pustkę, dziewczyna ze zdumieniem, które zaczęło się przeradzać w narastający niepokój, stwierdziła, że jest nieuzbrojona. Przycupnęła więc za pniem obserwując zza krzaków leśną polanę. Nie minęło kilka drgań serca, gdy w polu jej widzenia znalazło się kilkunastu ludzi. Część z nich jechała konno, cześć szła pieszo mówiąc coś do siebie półgłosem. Wszyscy byli zakuci w zbroje, wprawne oko Animy dostrzegło dobrej jakoś broń. Na rozkaz jadącego przodem na czarnym rumaku  brodatego mężczyzny, pochód zatrzymał się. Człowiek zwrócił konia ku swoim ludziom i zaczął im coś wyjaśniać. Dziewczyna oddychając cicho miała okazję przyjrzeć się profilowi jego twarzy, i z zaskoczeniem stwierdziła że ów człowiek jest jej znajomy. Nie mogła jednak przypomnieć sobie, gdzie mogła już widzieć tego męża, ani w jakich okolicznościach go poznała. Kilka chwil później wojownik skończył przemawiać i machając ręką przed siebie odrzucił na ramię poły białego płaszcza. W promieniach wysnuwającego się zza chmur czerwonego słońca barbarzynka dostrzegła świecący przedmiot na jego piersi. Wytężyła wzrok...I...Poczuła wielką, ciężką, zimną gulę spływającą jej do żołądka. Symbol przedstawiał dłoń ściskającą błyskawicę. To wystarczyło by obudzić wspomnienia, ale było już za późno. I choć z krzykiem rzuciła się przed siebie, wypadając zza krzaków, miała świadomość, że nie zdąży na czas. Miała rację.

W tej samej chwili gigantyczny ciemny kształt zasłonił słońce, i runął w dół na niczego niespodziewających się rycerzy. Krzyki bólu i rzezi pierwszych oddziałów mieszały się z rzucanymi donośnym głosem rozkazami. Wielki skrzydlaty, pokryty srebrno-czerwoną łuską potwór brodził wśród krwi ludzi, bawiąc się nimi jak szmacianymi kukiełkami. Wydawało się, że strzały posyłane w niego nie wyrządzają mu najmniejszej szkody, a on sam za jedną strzałę wystającą z jego potężnego cielska, zabijał dwóch, czy trzech strzelców. Konie w panice rozpierzchły się we wszystkich kierunkach. Głównodowodzący człowiek, którego wcześniej obserwowała Anima, zaczął krzyczeć coś w kierunku nieba ściskając się za pedant, i wznosząc miecz ku górze. Ognista błyskawica wyrwana chyba z samych czeluści piekielnych spadła z czerwonych od słońca chmur na stwora wyrywając mu gardłowy ryk z trzewi. Ludzie, którzy byli jeszcze żywi krzyknęli z radością, która miała jednak trwać krótko. 

Przeraźliwa bestia otwarła pysk, a z niego wystrzeliły języki ognia popieląc ostatnią linię łuczników. Anima jak w zwolnionym tempie widziała wyraz zdumienia na ich twarzach gdy stanęli oni w płomieniach, a smród ich palonych ciał i widok biegających żywych pochodni sprawił, że opadła na kolana i zaczęła wymiotować. Smok jednak jeszcze nie skończył ze swoimi ofiarami. Odwrócił swój kolczasty łeb w kierunku kapłanów i powiedział coś w syczącym języku. Wszyscy prócz brodatego mężczyzny cofnęli  się z przerażeniem, on jeden stał w miejscu, a słońce malowało ogniste wzory na jego zbroi. Odpowiedział coś po chwili na co gad wyraźnie rozzłoszczony znów otworzył psyk. Poplecznicy kapłana próbowali uciekać, on sam tylko zamknął oczy stojąc nieruchomo, gdy fala przeraźliwego zimna zalała jego ciało.
Anima odważyła się otworzyć oczy dopiero po kilku chwilach, serce łomotało jej w piersi, ręce były zaciśnięte aż do bólu na pobrudzonej krwią trawie. Krajobraz wokół uległ przeistoczeniu. Równie dobrze mogłaby znajdować się w domu na dalekiej północy, szron i lód bowiem, pokrywały wszystko zamieniając kolor zieleni w srebro. W jej domu jednak ludzie nie byli figurami uwięzionymi już na wieczność w bryłach lodu...Dziewczyna z trudem dźwignęła się na kolana ze zdumieniem czując zamarzające łzy na swojej twarzy. Zdumienie przerodziło się w przerażeni. Poczuła tylko szarpnięcie...



* *

Animę obudziło szarpnięcie za lewy brak. Lewo rozpoznała twarz Alaryka pochylającą się nad nią. Przez  sekundę walczyła z ogarniającym ją zimnem i uczuciem senności. Potem
w milczeniu kiwnęła głową i zajęła swoje miejsce na warcie, mając cały czas silne wrażenie, że w śnie coś jej umknęło, i mając przeczucie, że nie da jej to spokoju dopóki nie dowie się co to było...    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz